„Nie masz się czym przejmować, to tylko ja. Kiedy stoję tak blisko ciebie, twoje ciało może reagować właśnie w taki sposób. Zdarza się to wszystkim ludziom i nie jest niebezpieczne”. Kto wypowiada te słowa? I kogo mogą dotyczyć? Jeśli jesteście ciekawi to zapraszam was dzisiaj do przeczytania recenzji dzieła Artura Gębki „Znikodem i zagadka Lęku”.
W tej książce poznajemy Nikodema – chłopca popełniającego błędy, które mogą się zdarzyć każdemu: pomylić się podczas odpowiedzi, nie trafić w piłkę podczas meczu, powiedzieć gafę. Jednak dla niego urastają one do rangi prześladujących go myśli i obrazów, które nie chcą zniknąć – bo jak wiemy umysł ludzki jest tak skonstruowany, że im bardziej chcemy zaprzeczyć swoim odczuciom i myślom, tym częściej on nam je podsuwa. Na domiar wszystkiego w jego życiu pojawia się Tajemnicza Postać. Na początku nie wie kim ona jest i czego chce, ale z biegiem czasu wszystko staje się jaśniejsze.
Nikodem, z powodu dolegliwości ze strony ciała i niezrozumienia własnego umysłu, powoli przeistacza się w Znikodema – „chłopca, który niby jest, ale jakby go nie było”. Myśli, które go nawiedzają w związku z jego trudnościami odczuwanymi w szkole, podsłuchiwanie rozmów rodziców, którzy mają przeciwne stanowiska wychowawcze (mama chroniąca i zlękniona, tata zasadniczy i próbujący radzić sobie z problemami w surowy sposób) pogłębiają jego dolegliwości. Dodatkowo sytuację pogarsza przedstawienie rozgrywane przez jego klasę w którym chciałby zabrać, ale z powodu swoich przekonań, dolegliwości fizycznych i Tajemniczej Postaci nie jest w stanie. Aby uporać się z tym wszystkim ucieka, ale dogania go ów Nieznajomy – i przedstawia się jako Lęk. To spotkanie nie jest jednak miłe, gdyż Znikodem obwinia Lęk o najtrudniejsze chwile i odczucia ze swojego życia. Przez walkę z częścią siebie – bo Lęk wyglądał tak, jak chłopiec – nie był w stanie funkcjonować normalnie (odrabiać lekcji, uczestniczyć w przedstawieniu, brać udział w przyjemnych aktywnościach). Zaprzeczał, odrzucał myśli związane z trudnymi, lękowymi chwilami, gdyż „przywoływał tym Lęk – a tego nie chciał za żadne skarby”. Przez to zaczął znikać – stawać się dla innych niewidzialny, gdyż nie chciał, aby inni widzieli jego błędy, bo taka świadomość była dla niego trudna do zniesienia. Nie mógł zrozumieć jednej ważnej rzeczy: że potrzebuje Lęku, aby poznać siebie. Bez niego Nikodemowi brakowało kawałka siebie: tego, który go chronił. W jaki sposób potoczy się ta historia? Czy Znikodem stanie się na powrót Nikodemem? I czy zaryzykuje poznanie swojego lęku? Tego wam nie zdradzę, jednak historia daje wiele do myślenia.
Poprzez personifikację lęku i przedstawianie go jako części człowieka, którą zresztą jest, dziecko uzyskuje prosty, a jednocześnie ciekawy i jasny obraz tego, czym lęk jest, jakie są jego objawy fizyczne i w jakich sytuacjach się pojawia (jego funkcja). Bardzo jasno wybrzmiewa fakt, że jest on naturalny i potrzebny w niektórych sytuacjach, jednak podejście i myślenie danej osoby jest w stanie wypaczyć i utrudnić akceptację obecności tej niełatwej w odczuwaniu emocji. Dodatkowo, na postawę młodych ludzi wobec lęku mają wpływ osoby z otoczenia – rówieśnicy oraz dorośli. Widać to dosadnie na przykładach bohaterów drugoplanowych, gdyż chłopca otaczają postacie o bardzo sugerujących imionach. Mama NiewidziAla, która jest postacią bezbarwną, niezapadającą w pamięć oraz zatroskaną o los syna i podważającą jego umiejętności dostosowania się, AjeśLidia – sąsiadka dostrzegająca wokół same trudności, popełniająca błędy wyolbrzymiania i przecenienia prawdopodobieństwa zaistnienia problemów, czy ojciec Sztymon – zasadniczy, nie okazujący uczuć, skupiający się na uzyskaniu poprawy kosztem nie dopuszczania do siebie emocji. Każda z tych osób ma swoje własne, różniące się od siebie, lęki, które wpływają na ich życie, jak również postawę i odbiór ich przez chłopca. Mama chce być niewidzialna i nieoceniana przez innych, tacie wpajano od dzieciństwa, że mężczyzna nie boi się i jest za wszelką cenę twardy, a sąsiadka wyszukiwała niebezpieczeństwa. Swoje obawy dorośli mogą nieświadomie przenosić na dzieci. Dzięki zrozumieniu istoty własnych lęku przez rodziców mogą oni zaakceptować swoje odczucia i skutecznie wspierać dzieci – w tym celu warto wykorzystać ćwiczenia z końca książki, które prowadzą przez etapy oswajania się z lękami.
Muszę przyznać, że jestem oczarowana tą książką. Plastyczność, a przy tym prostota przekazu, które są w niej obecne, sprawiają, że młody czytelnik jest w stanie zrozumieć istotę swoich odczuć i przeżyć. Założenia Terapii Akceptacji i Zaangażowania, stanowiące podstawę teoretyczną zawartych w książce ćwiczeń, są w taki sposób wplecione w narrację, że chłonie się je mimo woli: pozwolenie na zaistnienie lęku, działanie w służbie swoich wartości, pomimo obecności tego trudnego uczucia, a ostatecznie odejście tej emocji. Wszystko to osadzone w realiach życia bliskiego dla dziecka sprawia, że sedno i przesłanie trafia do odbiorcy. Tę książkę warto czytać z własnym dzieckiem, jak również omawiać podczas zajęć z zakresu psychoedukacji lub terapeutycznych. Możecie również posłużyć się moimi kartami, do których macie dostęp poniżej.