Wyobraźcie sobie pewien stan: stan, w którym wasze życie nie jest fascynujące i ekscytujące; każdy kolejny dzień przynosi szereg nowych rozczarowań, prześladuje was poczucie bycia niedoskonałym i tego, że coś jest z wami nie tak. Takie myślenie pozbawia was energii, pogrąża w poczuciu beznadziei, przez co wycofujecie się z życia. Smutny, a nawet przerażający obraz, prawda? Ten obraz to wewnętrzny świat dziecka z niskim poczuciem własnej wartości. Świat odmalowany przez Margot Sunderland w książce „Niska samoocena u dzieci”.
Jakiś czas temu mieliście okazję czytać moją recenzję o innej książce jej autorstwa. Dotyczyła problemów ludzi dorosłych, a właściwie sposobu w jaki się one odbijają na życiu psychicznym ich dzieci. Dzisiejsza książka nawiązuje do niskiej samooceny i poczucia bezwartościowości, które powstaje z powodu braku ciepłych i bezpiecznych relacji z bliskim dorosłym. „Niemowlęta <matek bez twarzy> (często będących takimi w wyniku depresji) stają się bierne i wycofane. Stan niskiego pobudzenia – zarówno na poziomie ciała, jak i emocji – może się rozciągnąć na życie szkolne dziecka, a niekiedy także na jego dorosłość”. Dzieci, które w małej ilości lub wcale nie doświadczyły w swoim życiu pozytywnych komunikatów, bardzo nisko oceniają siebie – autorka przytacza w książce przykład chłopca, który wypalał papierosem swoją twarz na wszystkich zdjęciach, bo uważał, że psuje swoją osobą całą fotografię. Takie dziecko nie będzie przyjmować pochwał, bo wydają mu się fałszywe i śmieszne – niepasujące do jego obrazu samego siebie „(…) gdy dzieci, które uważają się za bezwartościowe, spotyka coś dobrego albo gdy dostają coś ładnego, mogą (nieświadomie) szukać jakiegoś sposobu, by to zepsuć lub „zgubić”, ponieważ w głębi siebie czują, że na to nie zasługują”. Swoją biernością, apatią, złym przekonaniem na temat własnej osoby, przyciągają dręczycieli – czy to małych czy dużych, wykorzystujących brak rekacji i wewnętrzne przekonanie dziecka, że zasługuje na złe traktowanie. Niektóre z nich cechuje (w opinii Erica Berne’a) „banalny skrypt”. To zjawisko polegające na decyzji niewyróżniania się z tłumu, banalnego życia, nierobienia czegoś niezwykłego żeby „nie dostać po głowie”. Przez takie podejście dziecko chowa się do swojej skorupy i nie ujawnia uzdolnień, które mogłyby wyciągnąć go na wyżyny. Dodatkowo, jest w nim obecny jego wewnętrzny krytyk, bojkotujący każdą pozytyną myśl, działanie i zmianę, która mogłaby nastąpić. Kiedy więc będzie chciało poczuć się w czymś dobre, może próbować tego szukać w złym zachowaniu, psuciu: „Dzieci te wierzą, że nigdy nie uda im się wnieść do świata niczego dobrego, ale mogą wnieść cokolwiek, choćby to było złe”.
To tylko wycinek tego, co towarzyszy dziecku z niską samooceną. Jak wspomniałam wyżej, jest ona skutkiem braku lub słabych więzi z kimś bliskim. Są one wynikiem różnych zdarzeń:
- depresji rodzica,
- nieumiejętności okazywania przez niego miłości do swojego dziecka,
- poczucia bycia kochanym za to, co się robi, a nie za to, kim się jest,
- poczucia bycia kochanym tylko wtedy, gdy okazuje się przyjemne w odbiorze uczucia,
- odczuwania zawstydzenia,
- nieodpowiedniej formy dyscyplinowania,
- okrucieństwa, maltretowania fizycznego, psychicznego, seksualnego,
- surowego wychowania religijnego,
- obwiniania się o rzeczy, na które tak naprawdę dziecko nie miało wpływu (efekt tak zwanego „myślenia magicznego”),
- bycia kozłem ofiarnym w rodzinie.
Wiedząc, że dziecko doświadczyło któregoś z powyższych wydarzeń, a przez to zbudowało w sobie niską samoocenę, aby mu pomóc w sposób terapeutyczny, należy stosować szereg technik, ćwiczeń (szereg ciekawych znajdziemy w tej pozycji, między innymi omawianie „grzechów śmiertelnych” jako powszechnych ludzkich cech, „rozbrajanie krytyka” – pomoc w uświadamianiu dziecku, że jego krytyk to uwewnętrznione opinie innych ludzi, a nie prawda, „karuzela cudownych chwil i diabelski młyn złych chwil” – jako podsumowanie minionych wydarzeń z życia dziecka), a także rozmawiać w odpowiedni sposób. Rozmowy te powinny przebiegać atmosferze bezpieczeństwa i współczucia, ukazując, że są osoby dorosłe, które mogą wesprzeć dziecko w zaistniałej sytuacji. Pomoc ta polegać będzie na stawianiu granic prześladowcom (psychicznych i fizycznych) z wykorzystaniem pomocy dorosłych (bo tylko dorośli mają możliwość powstrzymania innych dorosłych od krzywdzenia) oraz budowaniu nowych, zdrowych relacji z innymi ludźmi, opartych na wzajemnym szacunku.
Często, kiedy czytam książki o krzywdzonych dzieciach, zastanawiam się jaką korzyść z terapii odniesie mały klient, jeśli jego sytuacja rodzinna nie może ulec zmianie. Tym razem dostałam odpowiedź wprost, bowiem autorka odpowiada czy dziecko może na tym skorzystać i w jaki sposób: może zmienić świat w głowie dziecka. Pozwolić mu poczuć (być może po raz pierwszy), że ktoś go słucha, jego zdanie jest ważne, ma sprzymierzeńca. Może poczuć pierwszą relację opartą na bezpiecznej więzi oraz wyrazić swoje potrzeby i uczucia.
Te stwierdzenia mi wystarczyły.